Recenzja - Sherlock Holmes i tajemnica srebrnego kolczyka
Sherlock Holmes i tajemnica srebrnego kolczyka - recenzja
Virgo, 19 lutego 2007
       [zobacz jak oceniamy gry]

Zalety:
+ fabuła
+ odwzorowanie XIX Anglii
+ muzyka
+ "odręczne" listy
Wady:
- elementy zręcznościowe
- beznamiętny Sherlock
- w quizach brak informacji gdzie popełniło się błąd
Krótko:
Solidna robota, graficznie identyczna z Podróżą do Wnętrza Ziemi ale fabularnie pozostawiająca ją daleko w tyle. Intrygi nie powstydziłby się sam Conan Doyle.

Ponoć sir Artur C. Doyle nienawidził stworzonej przez siebie postaci najlepszego detektywa, jakiego nosiła ziemia. Uważał (słusznie zresztą), iż do potomności przejdzie tylko i wyłącznie jako autor jego przygód. I chociaż ostatnimi czasy nie jest pewne nawet czy on sam był ojcem Sherlocka Holmesa to pewnym jest, iż angielski dżentelmen to obok Herculesa Poirot oraz Philipa Marlowe'a najsłynniejszy detektyw naszej kultury.

Opisywana przeze mnie sprawa srebrnego kolczyka to 13 śledztwo Holmesa w historii gier komputerowych i wszystko wskazuje na to, że nie ostatnie. Sprawa nie stworzona co prawda przez Conana Doyle'a ale w moim mniemaniu niczym jego opowieściom nie ustępująca. W czasie trwającego kilka dni śledztwa przyszło mi zbierać dowody, a następnie badać je i wyciągać wnioski. Oraz oczywiście rozwiązać kilka łamigłówek. Ale najpierw przedstawię samą historię.

Holmes oraz jego wierny przyjaciel dr Watson zostali zaproszeni na przyjęcie z okazji powrotu do Anglii córki znanego przemysłowca i inżyniera - sir Bromsby'ego. Dodatkowo gospodarz miał w czasie przyjęcia ogłosić bardzo ważne nowiny dotyczące jego firmy. Jednak już na samym początku przemówienia sir Bromsby zostaje jednym celnym strzałem zastrzelony na oczach wszystkich gości i służby, a podejrzenia padają na jego córke - Lavinie. Koło zbrodni zostało wprawione w ruch, w czasie dalszego śledztwa pojawiają się kolejne ofiary, a sprawa coraz bardziej się zagmatwa, chociaż nieskromnie przyznam, że mój pierwszy podejrzany okazał się właściwy, tylko motywy były nieco inne. I to właśnie chyba jest najmocniejszą stroną gry - nie spotkałem nikogo, kto złożył wszystkie zebrane dowody w misterną intrygę, jaką w outrze wyłuszcza Holmes. Brawa dla scenarzystów, kawał dobrej roboty. Od razu jednak rozwieje nadzieje tych, którzy spodziewali się spotkać w czasie gry zdolniejszego brata Holmesa - Mycrofta. Jego obecność została zaznaczona tylko poprzez listy, jakie w czasie gry otrzyma Sherlock. Tutaj pozwole sobie na małą dygresję - jeśli drogi czytelniku grałeś wcześniej w Podróż do Wnętrza Ziemi to w tym momencie możesz zakończyć czytanie. Poza fabułą oraz zmianą konieczności robienia zdjęć na rozwiązywanie quizów gry absolutnie niczym się nie różnią. Koniec dygresji. Pozostałych zapraszam dalej.

Zanim dojdziemy do rozwiązania zagadki czeka nas długie i żmudne śledztwo, w czasie którego przyjdzie nam kierować zarówno krokami Holmesa jak i Watsona. Jednak kierowanie tym drugim zostało dość mocno ograniczone i ogranicza się (poza jednym wyjątkiem) do przesłuchiwania świadków. To zaś przebiega jak w większości gier przygodowych - z sukcesywnie rozwijanej wraz z postępami śledztwa listy wybieramy interesujący nas temat, który po wykorzystaniu zostaje zaciemniony. Wszystkie nasze rozmowy, znalezione dokumenty oraz poszlaki są odnotowane w notesie, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby do nich wrócić. O tym, że coś zostało do niego dopisane notes sam nas informuje poprzez podświetlenie i drobne rozchylenie swoich kart. A w środku nowe informacje zapisane są innym kolorem czcionki. Z ich odszukaniem więc także nie będzie problemu.

Do zbierania dowodów Sherlock ma mały zestaw małego detektywa - szkło powiększające, miarkę oraz probówkę. To jak i sprawne dłonie w zupełności wystarczą mu do pracy operacyjnej. W przypadku gracza wymagana jest także cierpliwość, systematyczność i sprawne oko. Niestety, w grze zdarzają się przypadki pixel huntingu. Niezbyt wiele (mnie dwa, w dodatku tego samego typu) ale jednak. Znacznym ułatwieniem jest wyłączanie się tzw. hot spotów, gdy dana rzecz przestaje być potrzebna. A i wcześniej Sherlock na ogół daje wskazówki co należy zrobić.

Najwięcej nerwów stracicie, zapewniam, przy rozwiązywaniu quizów. Sam pomysł jest bardzo ciekawy, ale jego wykonanie chyba nie zostało do końca przemyślane. Idea sprowadza się do tego, że pod koniec dnia w dzienniku pojawia się specjalna zakładka, gdzie mamy kilka pytań dotyczących śledztwa oraz pola na poszlaki potwierdzające naszą odpowiedź. Pola mają różny kolor w zależności od tego czy ma to być rozmowa, poszlaka czy jakieś pismo. I właśnie te pola powodują największą frustrację. Co z tego, że znam dobrą odpowiedz jak poszlaka, którą wskazuje zdaniem twórców jest zła? I zanim odszukam właściwą stracę sporo nerwów, bo gra nie informuje gdzie popełniliśmy błąd. Dodatkowo na koniec gry otrzymamy już nie wpływający na jej los quiz, dotyczący sprawy jako całości. Biorąc pod uwagę jej skomplikowanie podejrzewam, że raczej mało kto da radę rozwiązać go poprawnie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby z niego zrezygnować i od razu obejrzeć outro, gdzie Sherlock przez 20 minut (zmierzone przez Tetelo ;)) wyłuszcza bohaterom tej historii jak i nam całą skomplikowaną intrygę. Dla niektórych tak długi czas to wada, ja sam oglądałem je jednak z zaciekawieniem. Ale jak ktoś nie lubi gdy gra zbyt długo do niego gada może odjąć od mojej oceny końcowej pół gwiazdki.

Pod względem zadań jakie przed nami stawia, Tajemnica srebrnego kolczyka nie różni się bardzo od innych przygodówek. Operujemy więc zebranymi przedmiotami na elementach otoczenia, co nie przysporzy nam najmniejszych problemów. Większym problemem są niektóre zagadki, których osobliwe natężenie można odczuć w domu Howarda Fowletta. Ja rozumiem, że prawnik przechowuje wiele różnego rodzaju poufnych dokumentów ale w tym przypadku można odnieść wrażenie, że przechowywane tutaj są wszystkie sekrety rodziny królewskiej. Inne zagadki na szczęście są już lepiej osadzone. Gra posiada też niestety dwa wyjątkowo denerwujące zadania zręcznościowe. Pierwsze polega na dostaniu się do wnętrza starego teatru (plac przed nim patroluje stróż oraz jego pies). Druga - na zagaszeniu w ciągu minuty ognia. Żeby to zrobić musimy przebiec po labiryncie parkowych ścieżek po wodę i z powrotem. Nie powiem, mnie obydwa zadania (a pierwsze w szczególności) doprowadzały do szewskiej pasji i powodowały odkładanie gry na półkę. Po kilku dniach wracałem do niej, ale na ogół z mniejszą dozą cierpliwości niż poprzednio. Być może za dużo wymagam, ale chciałbym mieć, możliwość przeskoczenia wkurzającego zadania po kilku porażkach. A tak, męcz się graczu.

Ponieważ akcja gry rozgrywa się w 1897 roku, przed twórcami przyszło odtworzyć stary, wiktoriański Londyn. I udało im się to bardzo dobrze, od ubioru postaci występujących w grze, przez wystrój wnętrz, po wygląd budynków. Wszystko zostało odwzorowane bardzo dokładnie, chociaż same tła wydarzeń są statyczne. Mamy więc z jednej strony pęknięcia w ścianach, ale o przeskakujących po gałęziach ptakach czy kroplach deszczu spływających po szybach możemy zapomnieć.

Animacja postaci niestety szwankuje i to mocno. Raz, że wszystkie postacie (a w szczególności Sherlock) poruszają się jakby połknęły kij od szczotki, a dwa - mimika twarzy oraz dopasowanie ruchu ust do wypowiedzianych słów mocno rozczarowuje. Mi to przypominało nieco pierwszego Atlantisa. Tylko, że to była gra z 1997 roku. I tak mamy Sherlocka, który nawet widząc zwłoki zachowuje angielski spokój. Zresztą nie tylko wtedy. Nie licząc rozmów Sherlock mógłby z powodzeniem walczyć o tytuł "Kamiennej Gęby" z Samuelem Vimsem. Myślę, że za bardzo graficy skupili się na detalach, a to co powinno zostać wyeksponowane bardziej potraktowali po macoszemu.

Osobny akapit należy się wykonaniu wszelkiego rodzaju listów, jakie znajdziemy bądź otrzymamy po drodze. Autorzy na szczęście nie poszli po najmniejszej linii oporu i nie zmusili swoich postaci do pisania wszystkiego na maszynie. Dzięki temu mamy możliwość oglądania momentami naprawdę fantazyjnych czcionek imitujących ludzkie pismo, często na bardzo ładnie wykonanej papeterii. Niby drobiazg, a naprawdę bardzo przyjemnie się takie coś ogląda.

Ścieżka dźwiękowa jest bardzo dobra, jeśli nie liczyć jednego małego zgrzytu - głosu Sherlocka. O ile wszystkie inne głosy są moim zdaniem świetnie dobrane i odpowiednio modulowane to Sherlock... Nie wiem na ile było celowe ukazanie go jako typowego angielskiego dżentelmena, który nigdy nie podnosi głosu. W każdym razie tutaj mocno to irytuje. Już chyba Data w serialu Star Trek w swoje słowa wprowadzał więcej życia niż Holmes. Za to do muzyki nie mogę się przyczepić. Brzmi świetnie, nie ma jej co prawda wiele ale kompozycje są na tyle dobre, że nie nudzą się. I są tak dobrane do lokacji, że nie miałem wrażenia, że nie pasują do wydarzeń toczących się na ekranie. Inna sprawa, że mi wystarczy puścić cokolwiek co ma w sobie instrumenty smyczkowe i będę przez tydzień cieszył się jak dziecko.

Cała gra zlokalizowana została kinowo, nie ograniczając się jednak tylko do kwestii mówionych. Przetłumaczono także wszystkie występujące w grze teksty pisane, co z powodu zastosowania dość wymyślnych czcionek było z pewnością zajęciem dość trudnym. Brawa za to dla ekipy lokalizującej. I od razu mały przytyk za momentami niezbyt trafne tłumaczenie. Po angielsku wszystko jest logiczne, po polsku czasem wychodzi komiczne.

Czy warto więc spędzić te kilkanaście godzin rozwiązując tajemnicę srebrnego kolczyka? Cóż, jeśli uważasz że masz cierpliwość do samodzielnego przechodzenia elementów zręcznościowych to jak najbardziej. Jeśli zaś takiej cierpliwości nie masz - to wcześniej zaopatrz w stany gry omijające owe elementy. Przygody Sherlocka może i są jedynie rzemieślniczą robotą ale też ciekawie poprowadzona fabuła nie pozwala oderwać się od gry przed odkryciem kto jest mordercą. Jeśli lubisz kryminały to ciekawie poprowadzona intryga z pewnością przesłoni ci wszystkie niedoróbki.

Copyright (c) Przygodoskop. Wszelkie prawa zastrzeżone.