Źle się dzieje w królestwie zwierząt Velehill. Dobroduszni mieszkańcy przepadają bez wieści, równocześnie po okolicznych lasach grasować zaczęły mroczne, warczące bestie. Sprawianie problemów to zwykle specjalność wilków, ale czy tym razem to także ich sprawka? Sprawę spróbuje rozwiązać sarni młodzieniec Finn, który w poszukiwaniu odpowiedzi (i zaginionych rodziców!) zawędruje aż do sowiego Owlsgardu. Nie będzie spoilerem jeśli napiszę od razu, że wszystko łączy się z pewnymi zdarzeniami, które miały miejsce dawno, dawno temu...
Gra nie jest szczególnie długa, ale to nawet do niej trochę pasuje. Rozgrywa się przecież pośród niezbyt długowiecznych jeżyków, dzięciołów itp. nie mających czasu na zbyt długie podróże, bo przynajmniej część z nich zestarzałaby się jeszcze przed napisami końcowymi. Sam Finn również nie lubi tracić czasu. Zamiast spacerować po lokacjach jak typowy ludzki bohater, pląsa po nich jak rasowa sarna. Ma też umiejętność wspinania się niczym... kozica. Zaś w wolniejszych chwilach chętnie ucina sobie pogawędki z drzewami, które co prawda nigdy nie odpowiadają, ale na pewno słuchają, bo przecież w razie potrzeby można liczyć na ich wsparcie - ochronią przed deszczem, pozwalają najeść się do syta swoimi owocami itd.
 |
W ramach klasycznego interfejsu dostępnych jest w sumie dziesięć komend (wliczając "go to"), na które posłusznie reaguje bohater. Nie jest to tylko chwyt marketingowy mający wzbudzać nostalgię, bo gra fachowo z nich korzysta. Mnóstwo tu nadprogramowych komentarzy, także dla bardziej nieprzewidywalnych pomysłów gracza. Postaciom można próbować wręczyć dowolny przedmiot z ekwipunku, za każdym razem wysłuchując innej odpowiedzi. Takie "niepotrzebne" dla głównego wątku detale bez wątpienia dodają swoistego realizmu. Warto je docenić tym bardziej, że gra jest naprawdę profesjonalnie zdubbingowana w obu dostępnych wersjach językowych. Co ciekawe, w niemieckiej głosu Finnowi użyczył współautor przygodówek m.in. z serii The Book of Unwritten Tales - Marco Rosenberg.
BTEOO stara się pogodzić charakterystyczne cechy dyskietkowej klasyki LucasArts i Sierry. Dlatego poza interfejsem naśladującym SCUMM, częste są tu ekrany "game over". Tak, bohater może zginąć po drodze na wiele wymyślnych sposobów. W jednym wypadku udaje mu się nawet... popełnić samobójstwo. Na szczęście (w nieszczęściu), gdy pojawia się zagrożenie, gra wyraźnie to sygnalizuje i automatycznie się zapisuje. Trudno jednak powstrzymywać się przed "uśmiercaniem" biednego Finna, ponieważ są one, jak i inne sceny, fantastycznie animowane. Podobnie jak w przypadku dialogów, sporo animacji ubarwia również tzw. drugi plan. Jak np. te z krecikiem, który po każdej rozmowie z miejsca wkopuje się pod ziemię zostawiając po sobie profesjonalny kopczyk.
I tylko szkoda, że gdzieś po drodze gra zaczyna gubić swój początkowy urok. Bohaterowie błądzą we mgle, a fabuła obiera kurs w nieco zbyt udziwnionym kierunku. Z drugiej jednak strony, mam słabość do przygodówek tak starannie wykonanych, dopracowanych do samego końca. Przygoda Finna ma dwa zakończenia, oba na swój sposób satysfakcjonujące. Dlatego po dłuższym zastanowieniu postanowiłem naciągnąć jej ocenę do pełnych czterech gwiazdek. Gracze cierpliwie czekający na finalną wersję FoxTail mogą dodać sobie jeszcze ćwierć gwiazdki więcej. Dla nich Owlsgard to pozycja wręcz obowiązkowa.
|