Masz ochotę podzielić się przemyśleniami na temat skończonej niedawno przygodówki? Chcesz przekonać innych, że Kosmopolska jest lepsza od Samorosta? Ten dział nadaje się do tego idealnie.

Moderatorzy: Elum, aegnor, jackowsky, jarecki83

Trocki
Posty: 6
Rejestracja: pt 30 maja 2014, 23:11

Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Trocki »

Forum jest praktyczni martwe, z tego co widzę, ale kij z tym, jako gracz który siedzi w temacie od lat, napisze co mi na wątrobie leży.

Mianowicie, zrobiłem sobie ostatnio taka analizę całościową większości gier przygodowych w które kiedykolwiek grałem i z tego wszystkiego wyłonił mi się bardzo negatywny obraz. W sumie od zawsze czułem, że coś jest nie tak, ale specjalnie nie podążałem za tym uczuciem, bo po prostu nie chciało mi się drążyć tematu.
No ale ostatnio, przy okazji czytania książki dotarło do mnie bezwiednie, ze praktycznie wszystkie gry przygodowe (nie tylko przygodowe, ale tutaj problem jest najpoważniejszy) w które kiedykolwiek grałem mówią do nas językiem na poziomie umiarkowanie rozgarniętego dzieciaka w wieku 14 do 18 lat maksymalnie.

OK, tytuły takie jak Monkey Island, Day of Tentacle są jakie są. Maja stricte komediowy, kreskówkowy charakter i głupotą byłoby zarzucanie im braku należytej powagi. W ogolę to o czym teraz pisze nie jest jednoznaczną wada konkretnych tytułów. Mój zarzut odnośnie gier opiera sie raczej na generalnym braku ambitnych (naprawdę ambitnych pod względem fabularnym i językowym )produkcji dla ludzi w wieku +30 lat.
Ktoś powie - przecież mamy przygotówki typu Fahrenheit, Overclocked, czy Black Mirror.
No i niby racja, ale niestety z jednej strony mamy gry skierowane do "dojrzałego" odbiorcy, z drugiej zaś mało która z nich trzyma faktyczny poziom.

Na początku wspomniałem, ze do wniosków które w tej chwili formułuję doszedłem w trakcie czytania książki i ten fakt nie pozostaje tutaj bez znaczenia, bo właśnie gry przygodowe powinny być podobieństwem książki. I to właśnie na tym polu widać najwyraźniej spore dysproporcje miedzy językiem jaki przemawia do nas z książki (niech to będzie dla przykładu coś średnio nawet jak na literaturę ambitnego, np coś z Kinga), a tym co oferuje przeciętna, czy nawet dobra gra komputerowa.

Żeby trochę bardziej zobrazować sens tego co che tutaj przekazać, podam przykład dwóch przygodówek, choc w drugim przypadku nie jest to do końca przygodówka, które w pewnych swoich elementach wykraczają poza ramy tej reguły o której teraz mówię.

Gabriel Knight 2. Tej produkcji można wiele zarzucić; nawet jeśli pominiemy kwestie techniczne, to nieco czerstwe, ironiczne dialogi też nie powodują u mnie przesadnego zachwytu. Ale są tam tez pewne aspekty, które wyraźnie kierują grę w kierunku ambitnego pogranicza gier przygodowych. Obcujemy tutaj z tworem głęboko osadzonym w bardzo konkretnych realiach historycznych. I to realiach całkowicie nieznanych, i nieprzystępnych dla zwykłego zjadacza chleba. Kto tak naprawdę wie cokolwiek o 19-wiecznej Bawarii pod panowaniem dynastii Wittelsbachów? Cała gra to całkiem solidny rys historyczny postaci Ludwika Bawarskiego. Zwiedzamy muzea, oglądamy obrazy, czytamy teksty, a na koniec dostajemy jeszcze mocny akcent w postaci 15 minut opery. Nawet jeśli nie do kona mi sie to musiało podobać, to fakt pozostaje faktem, ze GK2 to poważna (i ambitna) produkcja skierowana do poważnych ludzi.

Druga gra - Pathologic. Mało znana produkcja jakiegoś rosyjskiego studia, z tak dalece zmarnowanym potencjałem komercyjnym, ze mało znam osób, które zdołały przebić ścianki ułomności technicznych tego pudełka z magiczna zawartością. Mnie się to udało i w tej chwili mogę powiedzieć, że nie ma drugiej takiej gry, która dorównywałaby pod względem języka jaki do nas mówi - również, a w zasadzie przede wszystkim, w warstwie dialogowej. To jest już prawie jak traktat filozoficzny. I nawet jeśli część tekstów ociera sie miejscami o bełkot, to nie jest to tutaj jakikolwiek zarzut, bo taka Diuna Herberta tez w niektórych fragmentach bełkocze i nikt z tego zarzutu nie czyni.

To mniej więcej tyle, nie ma juz chyba sensu więcej produkować. Moje całościowe spojrzenie na produkty elektronicznej rozrywki z perspektywy odbiorcy, który przeczytał niejedną książkę, obejrzał niejeden film i skończył niejedna grę. Jak ktoś się wypowie, podyskutujemy, jak nie, to może chociaż ktoś przeczyta :)
Sorry, za ewentualne błedy ort lub spieprzoną stylistyke, jesli gdzies cos takiego się pojawiło - pisałem ciągiem, a nie chce mi tego teraz czytać ;)
Awatar użytkownika
Elum
Posty: 2535
Rejestracja: pt 18 lut 2005, 18:52
Lokalizacja: Schwientochlowitz

Post autor: Elum »

Trocki pisze:Forum jest praktyczni martwe, z tego co widzę, ale kij z tym, jako gracz który siedzi w temacie od lat, napisze co mi na wątrobie leży.
Dzięki za próbę reanimacji. Gdyby więcej osób kombinowało podobnie, byłoby genialnie. Niestety zbyt dużo spośród przeglądających forum wychodzi chyba z założenia, że skoro ich wątek nie zostanie z miejsca zasypany lawiną odpowiedzi, to nie warto pisać czegokolwiek. :(

A wracając do tematu...
Trocki pisze:Mianowicie, zrobiłem sobie ostatnio taka analizę całościową większości gier przygodowych w które kiedykolwiek grałem i z tego wszystkiego wyłonił mi się bardzo negatywny obraz.
Z przygodówkami ambitniejszymi jest tak, że one od zawsze gdzieś tam sobie na obrzeżach funkcjonowały. W latach 90-tych były przecież nawet firmy, które starały się utrzymać wyłącznie z produkcji takich tytułów. Dziś nikt przy zdrowych zmysłach nie wydałby milionów dolarów na coś tak niszowego jak np. The Dark Eye lub Bad Day on the Midway, a firma Inscape wierzyła, że się uda. Podobnie działały swego czasu Cyberdreams (Dark Seed, I Have No Mouth...) czy Legend Entertainment (Callahan's Crosstime Saloon i cała reszta). Oczywiście lata 90-te były dość specyficzne. Branża nie odkryła jeszcze, że na niszowych tytułach nie da się zarobić. Internet wciąż raczkował, więc deweloperzy/wydawcy nie mieli kontaktu z graczami na taką skalę jak dziś. Innymi słowy rzadziej próbowali zadowolić większość, a częściej robili gry po swojemu, ryzykowali i eksperymentowali. Nie zawsze się udawało, ale dzięki temu mieliśmy większą różnorodność - w tym też więcej tytułów dla starszych.

Po 2000 roku trochę się, jak wiadomo, pozmieniało. Większe firmy przestały ryzykować i inwestować w niepewne projekty. Początkujący gracz musi mieć teraz więcej samozaparcia, bo często zanim znajdzie coś ciekawego, po drodze da się nabrać na te wszystkie "blackmirrory" i tuzin podobnych, produkowanych taśmowo serii, które co najwyżej udają, że są dla starszych (mogą wydawać się ambitniejsze tylko w porównaniu z jeszcze bardziej infantylnymi grami). Z drugiej strony są za to tzw. gry niezależne...

Nawiasem mówiąc mam taką teorię. Myślę, że jednym z problemów gier przygodowych, który nie pozwala im nieco bardziej "wydorośleć" jest to, że uparcie nazywa się je... "grami przygodowymi". :niesmialy: "Gra" kojarzy mi się z rywalizacją, "przygoda" z dynamiczną akcją. Tymczasem w wielu dobrych przygodówkach jednego i drugiego jest jak na lekarstwo. Szkoda, że skoro tuż obok w świecie interaktywnej rozrywki przyjęły się określenia takie jak interaktywna fikcja (interactive fiction) czy powieść wizualna (visual novel) Gabriel Knight II i Pathologic pozostały grami przygodowymi.

EDIT:
Trocki pisze:Sorry, za ewentualne błedy ort lub spieprzoną stylistyke, jesli gdzies cos takiego się pojawiło - pisałem ciągiem, a nie chce mi tego teraz czytać ;)
Też się usprawiedliwię. Niniejszego posta napisałem po nieprzespanej nocy (mniej więcej 40 godzin bez snu od wczorajszego poranka :plask:), więc możliwe, że w ogóle nie trafiłem w temat. Na wszelki wypadek - za wszystko przepraszam.
Trocki
Posty: 6
Rejestracja: pt 30 maja 2014, 23:11

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Trocki »

Chodzi prawdopodobnie o to, że twórcy gier nie chcą sobie zbytnio zawężać grona odbiorców, a tym samym tez klienteli. Z jednej strony to rozumiem, z drugiej zaś nie, bo przecież jeśli chodzi o kinematografie, to nadal robi się filmy umiarkowanie ambitne i ludzie na to chodzą. Taki Woody Allen robi cały czas te swoje komedie i jakoś nie widać, żeby na tym źle wychodził. A przecież nie są to do końca standardowe obrazy.

Podoba mi się spostrzeżenie odnośnie tego, że w dawnych czasach nieznajomość rynku popychała autorów gier do podążania ścieżką nieszablonowych rozwiązań. Szkoda tylko, że rynek brutalnie zweryfikował takie postępowanie. Jakby nie patrzeć, tytuły takie jak Dark Eye, I Have No Mouth..., czy nawet Last Express okazały się finansowymi klapami. I to, o zgrozo, mimo entuzjastycznego przyjęcia (przynajmniej w ostatnim przypadku) przez recenzentów.

W każdym razie, zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Awatar użytkownika
Elum
Posty: 2535
Rejestracja: pt 18 lut 2005, 18:52
Lokalizacja: Schwientochlowitz

Post autor: Elum »

Gdyby tylko przygodówki chciały zarabiać choć w połowie tyle ile filmy Woody'ego Allena to może i sam Allen zainteresowałby się w jakimś momencie interaktywną rozrywką, interaktywnym filmem lub chociaż interaktywną "dramą". Z ciekawości spojrzałem sobie na filmografię Allena na Wikipedii. Jego filmy z ostatnich kilkunastu lat zarabiały średnio po kilkadziesiąt milionów dolarów. Nawet jeśli odjąć od tego budżet i promocję to wciąż są to sumy, o których większość twórców przygodówek może co najwyżej pomarzyć. W ostatnich latach chyba tylko interaktywne "dramy" od Quantic Dream zarobiły naprawdę duże pieniądze (Heavy Rain podobno 100 milionów) Problem w tym, że im fabularnie jednak o wiele bliżej do efekciarskich mega-giga-hitów Michaela Baya niż filmów Allena.

Jesteśmy niszą w niszy i chyba nic już tego nie zmieni. Miłośników ambitniejszych przygodówek zawsze będzie na świecie bez porównania mniej aniżeli wielbicieli ambitnych filmów, więc twórcom takich gier o wiele trudniej jest utrzymać się na powierzchni. Niestety z kompromisami też można przesadzić, jak już się o tym nie raz przekonaliśmy. Kilkanaście lat temu rozwiązaniem dla przygodówek miała być modna, a przy tym bardzo prymitywna jeszcze wtedy grafika 3D oraz elementy zręcznościowe. Kilka znanych serii mocno na tym ucierpiało (m.in. Gabriel Knight, King's Quest, Simon the Sorcerer). Dzisiaj ci sami twórcy próbują poszerzyć grono odbiorców ułatwieniami, uproszczeniami, "hintami", "achievementami" itp. wynalazkami co najbardziej rzuca się w oczy w zremasterowanych wersjach oraz remake'ach popularnych gier (praktycznie wszystkie te nowe wersje "casualowatością" aż biją po oczach). Mam nadzieję, że ten trend "ukażualawiania" też z czasem przeminie. Cieszy, że niektórzy twórcy próbują z nim walczyć (np. Adrian Chmielarz i Astronauci).

EDIT (znowu :P):

Jeszcze przypomniał mi się taki wątek sprzed lat, trochę chyba zahaczający o temat.
Awatar użytkownika
Rolus
Posty: 9
Rejestracja: czw 12 gru 2013, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Rolus »

Ciekawy temat. Powiedziałbym, że melancholijny nieco, bo spojrzeć każe za pagon i zamyślić nad tym, że postarzeliśmy się i rozrośli gałęziami dębu. Tytuły głównonurtowe nadal pisane są z dedykacją dla dzieci i nastodzieci. Ale co z dorosłymi dziećmi lat dziewięćdziesiątych? Przeczytani, wyoglądani, uplastycznieni, mamy zawyżone wymagania; nazwijmy je może odą do soczystości ducha, chęcią wypełnienia pustki drążonej przez rzeczywistość. Potrafi to książka, film, obraz, ale gra? Gra rzadziej. Rzadziej bardzo. Jesteśmy na forum szalonych zapaleńców, więc zapytam kontrolnie - czujecie to, prawda? Ale gracie. Ja też gram.

Gra w grę to dziś świadoma zgoda na infantylność, zmrużenie oczu na treść i uśrednienie własnej potrzeby tak, żeby zabawa była przyjemniejsza. To nie wypełnianie. Napełnianie raczej. A przygodówki? Przygodówkom w ogóle chyba lepiej udała się komedia niż tragedia. Ten syntetyczny mrok, diabeł wcielony z przedszkolnych jasełek - trudno spojrzeć prawdzie w oczy bez żalu nad straconym czasem. Ciężko wyklikać powagę i moralne napięcie. Nawet już niezbyt przygodówkowy, osnuty uznaniem "Heavy Rain" to w rzeczywistości film klasy B. Głębia dzieła nie rośnie wraz z poziomem brutalności i misternością intrygi. To nadal rozrywka; tyle że innego tonu, rzecz zaspokajająca ośrodki mózgowe innego rodzaju. Gry niebanalne, niesformatowane wymaganiem "przeciętnego gracza", niepodlizujące się listom przebojów pojawiają się tu i ówdzie, w odmętach Steam. Jakość jest różna i czasem powoduje pytanie, czy warto w nie grać czy może lepiej przeczytać książkę, z której zerżnięto pół fabuły. Ja gram. Znowu gram.

Pojtenklik dziś i tak ma się lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Przeszła nam już trochę brokatowa fascynacja nad fajerwerkami technologicznymi, która jeszcze parę lat rządziła wyobraźnią graczy. Tablety i mądrofony wstrzyknęły przygodówkom drugą młodość, a Internet, co by o nim nie mówić, dał prawo głosu. Dziś każde zainteresowanie ma w sieci swoje cztery kąty. Nieważne, że większość nigdy nie stanie się modą, a wortal portalem. Ważne, że możemy się przeczytać i pogadać.

I nie bagatelizowałbym humoru. Humor to bardzo poważna sprawa. Jego obecność i, przede wszystkim, jakość jego obecności są kluczem do zwycięstwa nad terrorem, nazwijmy to, niemultimedialnym.
Awatar użytkownika
Ascovel
Posty: 277
Rejestracja: pn 02 lut 2009, 17:55
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Ascovel »

Zgadzam się, że gry są cały czas kierowane do dzieciaków. I chyba jest nawet coraz gorzej.

Po tym jak miałem masę frajdy, oglądając serial dokumentalny Tim Schafera o produkcji Broken Age'a, w końcu doczekałem się wypuszczenia Aktu 1 i... poczułem się tak jakbym grał w nowego Putt-Putt'a. Budowane przez dwa lata zainteresowania "intrygo", zagadkami i humorem szybko zmalały do zera i nie zostało już dla mnie z gry nic.

Starzenie się swoją drogą, ale ani przez chwilę nie jest to poziom Day of the Tentacle czy nawet Tales of Monkey Island. A Schafer popełnił kiedyś takie Grim Fandango...
Awatar użytkownika
Elum
Posty: 2535
Rejestracja: pt 18 lut 2005, 18:52
Lokalizacja: Schwientochlowitz

Post autor: Elum »

Rolus pisze:Tablety i mądrofony wstrzyknęły przygodówkom drugą młodość, a Internet, co by o nim nie mówić, dał prawo głosu.
Z tym nie do końca się zgodzę. Wydaje mi się, że akurat tablety i "mądrofony" w niczym nie pomagają, a jedynie przeszkadzają. Reguła jest zdaje się taka, że im prostszy w obsłudze system, przeznaczony dla większego grona odbiorców, tym gry bardziej "idiocieją". Wystarczy porównać przeciętną grę PeCetową (poziom trudności - najwyższy) z konsolową (poziom trudności - średni) i tabletową (poziom trudności - brak :P). Przygodówki na tabletach najczęściej stoją w rozkroku. Z jednej strony chcą się podobać PeCetowcom, a z drugiej muszą przecież trafić w gusta statystycznego tabletowca.

Kiedyś gry PeCetowe mogły być "mądrzejsze" pewnie też dlatego, że gracze PeCetowi byli przyzwyczajeni do kombinowania na co dzień (żeby zainstalować i uruchomić grę pod DOS nie wystarczyło przecież nacisnąć "start"). ;)
Ascovel pisze:Po tym jak miałem masę frajdy, oglądając serial dokumentalny Tim Schafera o produkcji Broken Age'a, w końcu doczekałem się wypuszczenia Aktu 1 i... poczułem się tak jakbym grał w nowego Putt-Putt'a.
Mam z Broken Age podobny problem. To jest oczywiście dobra gra, ale... chyba nie dla tych, którzy najbardziej na nią czekali. Tim Schafer za pieniądze zebrane od doświadczonych graczy, zrobił przygodówkę przede wszystkim dla niedzielnych graczy. Może to wina instynktu ojcowskiego? Chciał stworzyć grę, która spodoba się również jego córeczce, w którą będzie mógł grać razem z nią? W każdym razie można odnieść wrażenie, że powstała przygodówka, która równie dobrze mogłaby powstać i bez Kickstartera. Szkoda, bo cały ten Kickstarter to była przecież niepowtarzalna okazja aby stworzyć coś bardziej odważnego, nie ryzykując przy tym zbyt wiele.

Nawiasem mówiąc, bardzo podobają mi się dwa rysunki na blogu Nathana Stapley'a. Wydaje mi się, że to genialny zalążek pomysłu na odrobinę poważniejszą historię/opowieść, bardziej w stylu Grim Fandango, którą Schafer, Stapley i Lee Petty mogliby wspólnie napisać:

Obrazek

Obrazek

Wizualnie - jeśli nie Nathan Stapley, to głosowałbym za przygodówką "pixel-artową", w niskiej rozdzielczości. 8) Podejrzewam, że za trzy miliony dolarów dałoby się taką grę dopieścić do granic przyzwoitości.
Awatar użytkownika
Rolus
Posty: 9
Rejestracja: czw 12 gru 2013, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Re:

Post autor: Rolus »

Elum pisze:Wydaje mi się, że akurat tablety i "mądrofony" w niczym nie pomagają, a jedynie przeszkadzają. Reguła jest zdaje się taka, że im prostszy w obsłudze system, przeznaczony dla większego grona odbiorców, tym gry bardziej "idiocieją".
"Druga młodość " to w tym wypadku pojęcie pozytywne w kontekście Obecności; ponownego bycia w szerszym obiegu popkulturowym. Jest zbiorem pewnych okoliczności, których beneficjent często nie prezentuje żadnej świeżej jakości. Od nowych słuchaczy dostaje brawa za starą melodię. Nic więcej. To właściwie bardziej nieniebycie niż bycie. Mówiłem o zaistnieniu w świadomości młodszych graczy. Zapomniana przygodówka przepisana na tablet stanowi przykład takiej sytuacji. Problem, który omawiany pozostaje jednak nierozwiązany.
Madzius888
Posty: 398
Rejestracja: pn 16 lip 2007, 13:22
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie

Re: Re:

Post autor: Madzius888 »

Rolus pisze: "Druga młodość " to w tym wypadku pojęcie pozytywne w kontekście Obecności; ponownego bycia w szerszym obiegu popkulturowym. Jest zbiorem pewnych okoliczności, których beneficjent często nie prezentuje żadnej świeżej jakości. Od nowych słuchaczy dostaje brawa za starą melodię. Nic więcej. To właściwie bardziej nieniebycie niż bycie. Mówiłem o zaistnieniu w świadomości młodszych graczy. Zapomniana przygodówka przepisana na tablet stanowi przykład takiej sytuacji. Problem, który omawiany pozostaje jednak nierozwiązany.
To na pewno tak - fajnie, że i starsze gry można też przenosić i przechodzić na innej platformie. Nie mam dużej próby, grałam tylko w Syberię przy użyciu patyczka i było naprawdę w porządku. Tak poza tym, w kontekście nowej gry, to przypomniano mi, że komunikacja zachodzi w dwie strony.. i tu się trochę tego boję, choć może po prostu źle trafiłam. Bo miałam ostatnio okazję zagrać w polską produkcję Violett, która wydawana była jednocześnie na kilka platform, przy czym zdecydowanie czuć było, że ekran dotykowy jest tym celem głównym. Nie żadna flashówka, tylko pełnowymiarowe wydanie, wyraźnie zakwalifikowane jako point'n'click. Wszystkie zagadki opierały się jednak na tym, że trzeba było coś przytrzymać i upuścić w odpowiednim miejscu, wprawić w ruch, "rozhuśtać", obrócić lub też przeciągnąć sznurek do odpowiedniego punktu. Obsługiwane mechanizmy są na pewno ciekawe w wielu przypadkach i mogłyby być uruchamiane najzwyczajniej kliknięciem w Amanitowej manierze, ale obsługa na PC za pomocą myszy i przesuwaniem pod odpowiednim kątem i w odpowiednim kierunku dokładnie takiego samego wydania.. koszmar z grywalnością. Być może to pojedynczy przypadek, ale trochę patrzę z niepokojem w przyszłość przez pryzmat takiego wynalazku i multiplatformowości. Taki OT, ale musiałam się podzielić obawą przed kierunkiem zmian w odwrotną stronę - na jakąś zręczność, to nic nowego, ale hm, trzeba by stworzyć grę, żeby była grywalna i ciekawa przy użyciu różnych narzędzi, co oznacza, że tu i tu i tam (konsola) musiałaby się gdzieś różnić..
Awatar użytkownika
Rolus
Posty: 9
Rejestracja: czw 12 gru 2013, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Re: Re:

Post autor: Rolus »

Madzius888 pisze:trzeba by stworzyć grę, żeby była grywalna i ciekawa przy użyciu różnych narzędzi, co oznacza, że tu i tu i tam (konsola) musiałaby się gdzieś różnić..
Podobne kontrowersje wywołała nawet pierwsza wersja systemu Windows 8. Ładny interfejs dotykowy w środowisku myszowatym stracił swój przyjemny sens. Microsoft jest zmuszony ratować sytuację kolejnymi łatkami, które pomagają zaprzyjaźnić się kafelkom z konserwatywnymi pecetami. Ciągle przecież trwamy w okresie przejścia między wciskaniem a macaniem. Pierwsze zaczyna być niewystarczające, drugie - jeszcze zbyt niepoważne, żeby nadało się do czegoś więcej niż konsumpcja treści. Dlatego nieustannie próbujemy odnaleźć się w świecie zabawek, czekając niecierpliwie aż ktoś nam kupi lepszą albo w odpowiedni sposób wykorzysta tę, którą już mamy.
Awatar użytkownika
jackowsky
Posty: 2299
Rejestracja: wt 22 lut 2005, 10:43
Lokalizacja: Chorzów

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: jackowsky »

A ja nie chcę żadnego macanego interfejsu w moim pececie.
Ostatnio skończone: Monolith PL (80%), Baldur's Gate 3 PL (80%), Crowns and Pawns: Kingdom of Deceit PL (60%), Alter Ego PL (50%), Boxville (60%)
Madzius888
Posty: 398
Rejestracja: pn 16 lip 2007, 13:22
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Madzius888 »

A właśnie, jackowsky, Ty chyba grałeś w Violett. Jak Ci się podobały te potrząsania myszką i strzelanie z armaty? Odczuwałeś dzikość w ruchach i niedopasowanie narzędzia? Nie żebym sugerowała odpowiedź;), tak się pytam po prostu, bo może komuś przyszło to łatwiej.
Rolus pisze:Microsoft jest zmuszony ratować sytuację kolejnymi łatkami, które pomagają zaprzyjaźnić się kafelkom z konserwatywnymi pecetami. Ciągle przecież trwamy w okresie przejścia między wciskaniem a macaniem.
Windows 9, a przynajmniej pierwsze wycieki wskazują na to, że Microsoft nawet za słuszne uważa trochę cofnąć się o krok - od płytek do najzwyczajniejszego menu z listą, a właściwie zaproponować obie te opcje, komu wygodniej i to jest chyba słuszny kompromis. I taki kompromis gdzieś tam w grach.. oby się pojawił, jak już trzeba i na macanta.
http://technologie.gazeta.pl/internet/1 ... ndows.html
Tymczasem kurczowo trzymam się Windowsa 7.
Awatar użytkownika
Rolus
Posty: 9
Rejestracja: czw 12 gru 2013, 20:41
Lokalizacja: Kielce

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Rolus »

jackowsky pisze:A ja nie chcę żadnego macanego interfejsu w moim pececie.
Na szczęście przygodówka nie potrzebuje go do tego, aby być dobrą grą. Częściej jest dobra pomimo niż dobra za sprawą. Powtarzam się, ale powtórzę raz jeszcze - technologia dotykowa w swoim obecnym stadium pozostaje jedną z możliwości współpracy z urządzeniem, a nie windą do lepszej jakości. Pisanie to nadal koszmar, a (uwaga, paskudne i popularne słówko) res-pon-syw-ność ekranu bywa mocno kapryśna.

Przygodówkom, czyli gatunkowi narodzonemu z ograniczeń technicznych, nie potrzeba sprzętowych wynalazków. Należą im się dojrzałe i z pomysłem zrealizowane scenariusze, które wyniosą pojtenkliki na nowy poziom atrakcyjności. Format serialowy też już kiedyś spisano na straty. A teraz? Często opowiada ciekawiej od kina popularnego.

Odbiorca czasem nie wie, czego chce. Nie należy trząść portkami i bać się wysunąć mu drabiny, do której będzie musiał doskoczyć. My lubimy wyzwania.
Awatar użytkownika
Elum
Posty: 2535
Rejestracja: pt 18 lut 2005, 18:52
Lokalizacja: Schwientochlowitz

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: Elum »

Madzius pisze:Bo miałam ostatnio okazję zagrać w polską produkcję Violett, która wydawana była jednocześnie na kilka platform, przy czym zdecydowanie czuć było, że ekran dotykowy jest tym celem głównym.
To jest też jeden z minusów Broken Age. Interfejs z jednej strony próbuje być klasyczny (tak jak było obiecane), ale z drugiej ewidentnie przygotowany jest pod ekrany dotykowe (to nieszczęsne przytrzymywanie i upuszczanie, niewykorzystany prawy przycisk myszy). Miało być point & click, a wyszło bardziej mac & pac.
Rolus pisze:Powtarzam się, ale powtórzę raz jeszcze - technologia dotykowa w swoim obecnym stadium pozostaje jedną z możliwości współpracy z urządzeniem, a nie windą do lepszej jakości.
No tak, podobnie jak hełmy VR, telewizory z efektem 3D itp. Teraz są modne, więc nowe gry i filmy próbują na siłę z tych atrakcji korzystać... A za dziesięć lat i tak wszyscy będziemy grać za pomocą chipów wszczepionych bezpośrednio do mózgu lub wstrzykniętych do ogranizmu za pomocą igły. ;)
Awatar użytkownika
anka
Posty: 971
Rejestracja: wt 10 paź 2006, 10:21
Lokalizacja: Katowice

Re: Niski poziom gier przygodowych

Post autor: anka »

Elum pisze:... A za dziesięć lat i tak wszyscy będziemy grać za pomocą chipów wszczepionych bezpośrednio do mózgu lub wstrzykniętych do ogranizmu za pomocą igły. ;)
... chyba w chińczyka :lol:
Byłam "zołzą" jestem "zołzą" i będę "zołzą"
AC Odyssey
ODPOWIEDZ