TexMurphy pisze:Ja dorzucę swoje "zdanie odrębne" w tym temacie
Wszyscy tak pastwią się nad tą polonizacją "Black Mirror", że momentami sprawia to wrażenie, iż wykonanie tejże stawia w ogóle pod znakiem zapytania sens zakupu gry. Przykładem choćby cytowany post - a skądinąd wiem, że jest naprawdę wielu graczy, który pod wpływem lektury opinii o grze mają takie same wątpliwości. Tymczasem moim zdaniem praktycznie nie ma problemu. Zgadzam się, że te podpisy robili jacyś partacze (choć akurat w tym przypadku nie tyle tłumacze, co "technicy" - owszem, parę ewidentnych "kwiatków" językowych nawet ja znalazłem, choć moja znajomość angielskiego do wybitnych nie należy, ale tym, co najbardziej razi jest nagminne dublowanie tekstów i niejednokrotne pozostawianie wersji angielskiej), ale w odbiorze gry to w żaden sposób nie przeszkadza, a osobom o niewystarczającej znajomości mówionego j. angielskiego - ogromnie pomaga nawet taka "felerna" wersja. Zupełnie inaczej jest ze spapranym dubbingiem, bo on rzutuje na całość odbioru gry. Dlatego "od zawsze" twierdzę, że wersje "kinowe" są optymalne - także dlatego, że ogromnie spartolona wersja kinowa i tak jest o niebo lepsza od choćby tylko trochę spartolonej wersji z dubbingiem...
Problem w tym, ze przy bardzo slabej badz znikomej – a nie ukrywajmy, ze czesc (choc nie jest to tak przytlaczajaca wiekszosc, jak sie wydaje – o tym dalej) wybiera wersje polska dlatego, ze nie zna angielskiego (moze znaja akurat czeski, rosyjski albo niemiecki – lub zaden wlacznie z polskim
). Grajac w tak zle przetlumaczona wersje zyskuje zwyczajnie falszywy badz zamazany obraz dosc waznego (jesli nie najwazniejszego) elementu gry, czyli dialogow i opisow gry.
Rzecz tez w tym, ze zeby kojarzyc i dopowiadac sobie cos z angielskiej wersji przy skopanej polskiej wersji (pomijam juz fakt, ze niby dlaczego mam sobie cokolwiek dopowiadac placac tez za polska wersje – zakladam, ze w tym momencie abstrahujemy od tego problemu) trzeba juz na pewnym poziomie znac jezyk, tak aby rozumiec przynajmniej fragmenty zdan i reszte kojarzyc z kontektsu – w wypadku tlumaczenia kinowego potrzebne jest tez dobre rozumienie mowionej angielszczyzny. Dalej tez problemem – choc juz naturlanie odwrotnie proporcjonalnie mniejszym do poziomu znajmosci jezyka – jest ta niedorobiona wersja polska. Dlaczego? Z dwoch powodow. Po pierwsze czesc rzeczy moze nie dac sie wykombinowac z kontekstu i trzeba tak czy owak polegac na tej polskiej wersji. Po drugie - i tu zacytuje slawnego „kolege po fachu” odpowiadajac jednoczesnie na kwestie nauki poprzez granie -
http://dubbing.cuprum.pl/content/view/52/79/.
„Pozwolę sobie ustosunkować się do zamieszczonej na tej stronie opinii o domniemanej wyższości napisów nad dubbingiem.
Rozumowanie autora wypowiedzi, aczkolwiek logiczne, opiera się jednak na błędnej przesłance, jakoby wartość filmu polegała na tym, na ile widz będzie miał możliwość nauczyć się poprzez obcowanie z nim języka oryginału. Niewątpliwie do nauki obcego języka służą różnego rodzaju pomoce naukowe, w tym także audiowizualne. Filmy fabularne nie powstają jednak z myślą o nauczaniu obcych języków, a po to, żeby bawić, wzruszać, śmieszyć czy zachęcać do refleksji. Nieprzypadkowo na dzieło kinematograficzne składają się warstwy: wizualna, językowa i interpretacyjna, które w założeniu twórców tworzyć mają pewną harmonijną całość. Napisy, z racji ograniczeń natury technicznej, zastępują bogaty w rozmaite odcienie stylistyczne i emocjonalne tekst oryginału tekstem syntetycznym - a więc zubożałym - w języku docelowym. Stąd też film w napisach jest - z punktu widzenia widza, który nie zna języka oryginału, a więc widza, z myślą o którym w ogóle się filmy tłumaczy - filmem w pewnym sensie wykastrowanym - mniej wzruszającym, mniej zabawnym czy wreszcie mniej
wyrafinowanym językowo, niż oryginał.
Dowodzić wyższości napisów nad dubbingiem w imię nauki obcego języka to tak, jak proponować, żeby muzykę oryginału zastąpić rozpiską na nuty - owszem, wartość pedagogiczna dzieła wzrośnie - tylko czy to o to chodzi?”
Oczywiscie z wypowiedzi tej najbardziej interesuja nas teraz fragmenty o „nauce poprzez ogladanie” a nie te mowiace o przewadze dubbingu nad nad wersja tekstowa - chocby z uwagi na to, ze jeszcze nie dorobilismy sie w kwestii dubbingu na rynku gier stabilnej sytuacji poronwywalnej z ta w kinach (przede wszystkim) czy telewizji (tu wciaz zdarzaja sie „wpadki”). Parafrazujac: albo w pelni rozkoszujemy sie gra rozumiejac jej kazdy aspekt albo bawimy sie w multimedialna nauke jezyka polskiego. Zeby za bardzo nie odbiegac od tematu pzypominam, ze caly czas mowie tu o tej nieszczesnej polskiej wersji The Black Mirror. Ci slabo lub w ogole nie znajacy nagielskiego sa w najgorszej sytuacji i ta wersja dotyka ich najbardziej. Ci znajacy lepiej polegaja na niej w mniejszym stopniu lub staraja sie nie polegac w ogole uczac sie na grze jezyka (co nieaprzeczalnie zabija po czesci jej pelny i calkowity – zamierzony przez tworcow - odbior). A co z tymi ktorzy jezyk obcy znaja b.dobrze lub jeszcze lepiej? Powiem Wam od razu, ze nalezy tu od razu zburzyc pewien mit/stereotyp mowiacy, ze ktos kto zna doskonale jezyki woli rzeczy w oryginale. Faktycznie jest to czesto prawda i czesc ludzi tak robi, ale nie jest to regula a ludzie ci musza miec pewnosc co do jednej rzeczy – ze bardzo dobrze znaja nie tylko jezyk, ale tez i kulture oraz historie (tzw. cywilizacje) kraju z ktorego pochodzi dane dzielo – tylko wtedy w pelni zroumieja nie tylko sama „forme” tekstu, ale i jego wlasciwa „tresc/wymowe. Prawda jest bowiem taka, ze chec ogladania dobrze przetlumaczonych rzeczy w rodzimym jezyku nie ma nic wspolnego z poziomem znajomosci jezyka obcego. Dlaczego tak jest? Po czesci dlatego bo przeklad to nie tylko poprawne gramatycznie i jezykowo przelozenie tekstu obcego na nasz, ale tez jego „uswojskowienie”. Oczywiscie wszystko w granicach rozsadku – tak by nie naruszac ogolnej formy oryginalnego kontekstu kulturowego, ale tez starac sie zamieniac np. te mniej znane obce formy na te rowniez obce, ale bardziej znane – nie trzeba od razu zamieniac Lona McQ na Olgierda Halskiego, bo wystarczy na Brudnego Harry’ego i wszystko jest jasne. Grajac w bardzo DOBRZE PRZETLUMACZONEGO Dungeon Keepera (po tylu latach to moim zdaniem wciaz najznamienitszy i wrecz wzorowy przyklad pelnej lokalizacji w grach) czerpalem z niego o wiele wieksza przyjemnosc niz z wersji angielskiej.
Wracajac do punktu wyjscia Tex - czy to dubbing czy wersja tekstowa wszystko i tak sprowadza sie do jednego, aby ktos dobrze i naprawde profesjonalnie wykonal swoja prace. A firmom, ktore by zaoszczedzic zatrudniaja do tlumaczen gnojkow tlumaczacych divx'y, nie stosuja ani korekty ani nie przeprowadzaja beta-testow a do dubbingu zatrudniajanie majacych o podkladaniu glosu aktorow (podczas gdy do dyspozycji maja cala armie ludzi od dubbingu - chocby i ludzi od pierwszych Smerfow czy pierwszego Krolika Bugsa) jeszcze maja czelnosc naklejac na pudelku z gra informacje o profesjonalnej polskiej wersji jezykowej - tym firmom zycze upadku. Niech ich miejsce zajma ludzie, ktorzy wiedza, ze nawet droga, ale bardzo dobra polska wersja jezykowa zaprocentuje bo ludzie potrafia docenic swietnie pretlumaczone rzeczy.