Dziś chciałbym podzielić się z wami gierką, która jest niezwykle bliska mojemu sercu, pomimo wszelakich wad i niedociągnięć. I to nie dlatego, że ma epicką fabułę, niebanalną grafikę czy ciekawe zagadki - powód jest nieco inny.
Cóż więc jest takiego niesamowitego w pierwszym Journeyman Project'cie, że jest mi tak bliski? Cóż, TJP jest pierwszą grą W OGÓLE w którą zagrałem na komputerze. Tak, przed Doom'em, Commanderem Keenem, Ultimą czy SimCity, w czasach kiedy trzeba było się martwić o ustawianie karty dźwiękowej, a Windows był jedynie dodatkiem do DOSa - po raz pierwszy na kompie przycinałem w tą poczciwą przygodówkę (co ciekawe - płytka nadal dobrze się trzyma! Niestety, pudełko i instrukcja nie przetrwały próby czasu). Dlatego też nie od parady była ona pierwszą grą, którą opisałem na swoim blogu, poświęconym mniej znanym grom wideo. Tradycję trzeba zachować!
Fakt, może i w 1992 gra była rewolucyjna, posiadała fotorealistyczną grafikę, sporo klipów wideo i wave'ów, ale niestety czas był mniej łaskawy i dzisiaj u wielu graczy wywoła ona jeno uśmiech politowania - grafika 256-kolorowa, cutscenki z bardzo małą ilością klatek animacji, mocno skompresowana oprawa dźwiękowa czy sama długość gry (w dzisiejszych czasach, w zależności od humoru - przechodzę ją w góra 30 minut (pomijając jak najwięcej jak się da) do 2 godzin (oglądając wszelakie detale i nie omijając żadnej cutsceny)). Ale ja głównie cenie ją za bardzo specyficzny i ciekawy klimat (zwłaszcza kolonia na Marsie - rany, jako dziecko naprawdę się bałem, łażąc po tych korytarzach! I jeszcze te odgłosy w tle...), jak i ogólny design świata. Dzisiaj poleciłbym ją jedynie wielkim fanom staroci/przygodówek, gdyż innych z pewnością wystraszy, ale tak między nami mówiąc, to w moim sercu zawsze będzie miała to jedyne w swoim rodzaju specjalne miejsce.
Moderatorzy: Elum, aegnor, jackowsky, jarecki83
Z oryginalnym The Journeyman Project jest trochę jak z pierwszym King's Questem. Doceniasz grę bardziej, gdy uświadamiasz sobie, że wcześniej nie było właściwie nic podobnego. Mniej więcej rok przed premierą The 7th Guest, dwa lata przed premierą Mysta (!) taki zwiastun po prostu musiał robić wrażenie.Kurasiu pisze:Fakt, może i w 1992 gra była rewolucyjna, posiadała fotorealistyczną grafikę, sporo klipów wideo i wave'ów, ale niestety czas był mniej łaskawy i dzisiaj u wielu graczy wywoła ona jeno uśmiech politowania (...)
Na szczęście od ubiegłego roku dostępna jest PeCetowa konwersja The Journeyman Project: Pegasus Prime. Nawiasem pisząc, to chyba jeden z najbardziej udanych remake'ów przygodówkowych.Kurasiu pisze:Dzisiaj poleciłbym ją jedynie wielkim fanom staroci/przygodówek, gdyż innych z pewnością wystraszy (...)
Re: Słów kilka o The Journeyman Project
O rety, Pegasus Prime to w ogóle osobna historia, nadająca się na Trudne Sprawy czy inne Dlaczego Ja... Pamiętam, jak kiedyś oglądałem trailer tegoż, jak jeszcze miało też być wydane na Peceta, PSX i Saturna. Byłem niezwykle podekscytowany (wszak moja pierwsza gra na kompa w ogóle dostaje odświeżony remake!), a później nic, nic, nic... aż w końcu kilka lat później dowiedziałem się, że owszem, TJP: PP został wydany, ale tylko na Maci.
Tak więc kiedy doszło do mnie, że jedno z moich marzeń dzieciństwa się spełni, już w dniu premiery poleciałem na GOGa, zaatakowałem kartę kredytową za 20 zł (day-one purchase był tańszy, bodajże 4 euro), olałem wszystko tego wieczoru, zasiadłem przy TJP: PP i od początku do końca przeszedłem ten remake, w jednej rozgrywce (o czym także pisałem na blogu, to było zbyt ważne wydarzenie, żeby tak to zostawić obojętnie).
Ostatecznie - jak najbardziej mi się podobało, ale z drugiej strony - szkoda, że dopiero teraz (ale z drugiej strony - lepiej późno niż wcale) mój mały 'ja' nie miał okazji zagrania w to. No to teraz tylko czekam na Little Big Adventure 3, Crusader (3): No Pity, Ultimę X i BioForge 2.
Tak więc kiedy doszło do mnie, że jedno z moich marzeń dzieciństwa się spełni, już w dniu premiery poleciałem na GOGa, zaatakowałem kartę kredytową za 20 zł (day-one purchase był tańszy, bodajże 4 euro), olałem wszystko tego wieczoru, zasiadłem przy TJP: PP i od początku do końca przeszedłem ten remake, w jednej rozgrywce (o czym także pisałem na blogu, to było zbyt ważne wydarzenie, żeby tak to zostawić obojętnie).
Ostatecznie - jak najbardziej mi się podobało, ale z drugiej strony - szkoda, że dopiero teraz (ale z drugiej strony - lepiej późno niż wcale) mój mały 'ja' nie miał okazji zagrania w to. No to teraz tylko czekam na Little Big Adventure 3, Crusader (3): No Pity, Ultimę X i BioForge 2.
Re: Słów kilka o The Journeyman Project
O, to wspomniane przez Ciebie LBA było pierwszym kupionym przeze mnie oryginałem (Fate of Atlantis miałem w wersji OEM z kartą dźwiękową) - i ostatnio też sobie zrobiłem podwójny maraton. Co prawda nie w jednym posiedzeniu, ale i tak pocisnąłem ostro
O ja cię! Nie wiedziałem nawet, że coś takiego było w planach. Jakiś czas temu czytałem, bodaj na GOG, wywiad z twórcą, ale nie pamiętam, żeby o tym wspominał. Ależ to były wypasione gry!
Kurasiu pisze:Crusader (3): No Pity
O ja cię! Nie wiedziałem nawet, że coś takiego było w planach. Jakiś czas temu czytałem, bodaj na GOG, wywiad z twórcą, ale nie pamiętam, żeby o tym wspominał. Ależ to były wypasione gry!
Re: Słów kilka o The Journeyman Project
O, no to piąteczka, bo LBA2 to jedna z moich najbardziej ulubionych gier ever! Ostatnio na Androida sprawiłem sobie ten port części pierwszej (jako że w ogóle sprawiłem sobie tablet ostatnio, a chciałem wesprzeć w ten sposób developerów), rozwiązania dotykowe są całkiem nieźle zrobione, choć ja i tak podłączyłem pada z PS3, aby grać po staremu. Mam nadzieję, że kiedyś też coś wykminią z portem LBA2 na tablety/smartfony...
A wracając do tematu... po TJP zarówno część druga i trzecia także mi się podobały, chociaż personalnie szkoda mi było, że większość lokacji to były miejsca stricte historyczne/z przeszłości, miałem nadzieję, że może pokażą coś z przeszłości, która byłaby naszą przyszłością (vide miejscówki z pierwszej części - lata 2100/2200 itd.)
O stary, Crusadery, czy w ogóle gry z Origin Systems (Wing Commander, Ultima) jak dla mnie są, nawet i dzisiaj, niesamowite. Każda z nich to taki pięknie oszlifowany diament, nawet jak już pochłonęło ich czyste zło w postaci EA - wtedy to były może nieco mniej oszlifowane, ale też diamenty. Zresztą jestem naprawdę wielkim fanem serii Ultima (to moja skromna kolekcja - komplety z mapkami, książkami itd.), już od małego, i niewiele się przez te wszystkie lata zmieniło. Nie bez parady ich hasłem było 'we create worlds'!Fitz pisze:Ależ to były wypasione gry!
A wracając do tematu... po TJP zarówno część druga i trzecia także mi się podobały, chociaż personalnie szkoda mi było, że większość lokacji to były miejsca stricte historyczne/z przeszłości, miałem nadzieję, że może pokażą coś z przeszłości, która byłaby naszą przyszłością (vide miejscówki z pierwszej części - lata 2100/2200 itd.)