Strona 1 z 3

Skurcz czyli wielkie wpadki tłumaczy

: sob 22 wrz 2007, 22:13
autor: jackowsky
Gdy w pewnym momencie gry w The Secret of Atlantis zabrałem do kieszeni szczypce do cięcia drutu, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale gdy przyszło mi użyć tych szczypiec, a w inwentarzu przeczytałem, że niosę golarkę! Tego było już za wiele. Po chwili pomyślałem sobie - hej, hej może tłumacz miał przed sobą tylko jedno angielskie słowo, które znaczy zarówno przyrząd do pozbawiania zarostu, jak i cięcia drutu. Sprawdziłem to i wg mojego słownika:
golarka to shaver
szczypce do cięcia drutu to wire cutters
a same szczypce to pliers (jako cęgi)

jak ktoś ze szczypiec zrobił golarkę? to tajemnica XXI wieku

: sob 22 wrz 2007, 22:23
autor: aegnor
Mnie ostatnio rozbawiła swobodna interpretacja tłumacza "Tajemnicy Zaginionej Jaskini", który (przy okazji "opowieści rekwizytowej") z "Tika, wiem, że ten posążek nie jest zbyt podobny do Ciebie, ale mam nadzieję, że się o to nie obrazisz" zrobił komiczne "Tika, wiem, że ta statuetka niewiele dla ciebie znaczy, ale mam nadzieję, że nie zamierzasz jej użyć przeciwko mnie!". :)

Re: Skórcz czyli wielkie wpadki tłumaczy

: pn 01 paź 2007, 11:55
autor: tetelo
jackowsky pisze:jak ktoś ze szczypiec zrobił golarkę? to tajemnica XXI wieku
Z braku innych mogę spróbować rozwiązać tę zagadkę, choć samej gry nie znam.
Jest takie słówko shears, oznaczające różne przedmioty (nożyczki, nożyce, ostrza) używane do strzyżenia - ludzi, owiec, żywopłotów. Najbezpieczniej to przetłumaczyć jako nożyce, ale czasami używa się tego słowa na określenie elektrycznego przyrządu do strzyżenia owiec, a stąd już blisko do golarki.
Może jakiś góral to tłumaczył ;-)

A o co chodzi z tytułowym skórczem, to nie wiem.

: pn 01 paź 2007, 18:26
autor: aegnor
Okrzyk "Skurcz!" to reakcja głównego bohatera gry "Hitchcock" Ostatnie Cięcie" na wypowiedź jednej z postaci, w której ta przyznaje, że jest psychoanalitykiem. Ta gra zawiera wiele podobnych smaczków, np. ciało denata przykrywamy "okładką". Kto na to wpadł z marszu dostanie krówkę-ciągutkę. :)

: pn 01 paź 2007, 20:20
autor: jackowsky
A mi się wydawało, że to było napisane przez "ó". Już poprawiam temat :)

: wt 02 paź 2007, 06:48
autor: Davero
Ale "skórcz" nawet bardziej pasuje do "wpadki tłumaczy". :)

: ndz 07 paź 2007, 14:51
autor: aegnor
A oto obiecany "skurcz", czyli mój osobisty faworyt do tytułu najbardziej groteskowego tłumaczenia w grach komputerowych.
Obrazek

Ten fragment dialogu przebiega następująco:
- Zajmowała się pani charakteryzacją i kostiumami?
- Jestem psychiatrą, pracuję w Danii. Zatrudnił mnie pan Marvin Jordan, żebym zajęła się problemami członków ekipy. Mieli ich mnóstwo.
- Skurcz? Może powie mi pani, dlaczego mam tyle wizji wypadku moich rodziców?
A zatem najpewniej chodziło o słówko "shrink".
"Hitchock" jest pełen takich perełek. :D

: ndz 07 paź 2007, 15:07
autor: tetelo
Przepiękne! A czy to jest tłumaczenie CD Projektu z tzw. ExtraKlasyki?
Jeśli tak, to chyba sobie zainstaluję dla zabawy. Jakoś nie pamiętam tych wpadek, ale mogłam nie zauważyć, bo często pomijam dialogi.

: ndz 07 paź 2007, 16:29
autor: aegnor
tetelo pisze:Przepiękne! A czy to jest tłumaczenie CD Projektu z tzw. ExtraKlasyki?
To wersja z wydania Play DVD, gdzie było jeszcze kilka przygodówek (m.in. Pielgrzym) i innych gier (m.in. Wizardry 8 ). Nie wiem czy jest taka sama jak w Extra Klasyce.
tetelo pisze:Jakoś nie pamiętam tych wpadek, ale mogłam nie zauważyć, bo często pomijam dialogi.
Typowy dialog w tej grze wygląda tak:
- Pan zbladł, panie Shamley. Dlaczego nie skorzystał pan z łatwiejszej drogi? Pańskie sumienie odmawia poświęcenia życia niewinnej ofiary?
- Tak, ja.
No i co się nagłówkowałem by dociec, że znajdująca się w moim ekwipunku "okładka" to w rzeczywistości plandeka, to moje. :)

: pn 24 mar 2008, 16:57
autor: tetelo
w innym wątku TexMurphy pisze:Ja mam ten sam problem (...) z tym, czy dana gra zostanie wydana w Polsce, czy nie. W ten sposób stoją u mnie na półce angielskie "Echo", "Moment of Silence", "Fahrenheit", "Conspiracies" i parę innych gier, które miałbym po polsku, gdybym zaczekał. Dlatego też wciąż nie kupiłem "Murder in Orient Express" i nie wiem czy to robić, czy nie...
Twoich rozterek nie pojmuję. Daleka jestem od szastania pieniędzmi, ale po traumatycznych doświadczeniach z tzw. spolszczeniami (ten okropny wyraz jest tu na miejscu) nie wyobrażam już sobie grania w jakąś istotną dla mnie przygodówkę w polskiej wersji. No chyba że to to jedna z wielu gier mi obojętnych, wydana w miarę szybko w wersji kinowej, to ewentualnie mogę się pobawić.
Wydajesz się żałować, że kupiłeś np. Moment of Silence w oryginale, bo potem gra wyszła w Polsce, a do tego teraz można ją np. kupić w Wirtusie za 8 zł. A ja ani trochę nie żałuję, że "przepłaciłam" - nie pamiętam ile, na pewno kilkadziesiąt zł - bo dzięki temu jest to dla mnie jedna z najlepszych gier ostatnich lat. Dziwnym trafem nie zauważyłam, by ktokolwiek u nas się nią zachwycał; wszyscy tylko narzekają na długie, nudne, bezsensowne dialogi. I nie jest to jedyny przykład na to, że polskie wersje nam gry... obrzydzają.
Gdybym tak bardzo przepadała za A. Christie, już dawno bym grała w MOE. Obecnie to ok. 50 zł z doręczeniem do skrzynki. Jeśli kiedyś wyda ją jakaś w miarę profesjonalna polska firma, taniej raczej nie będzie, a gdy ukaże się w niskobudżetowej edycji kioskowej, to strach pomyśleć, jak ukwiecona będzie ośla łączka tłumaczeniowa. Wyłapywanie potknięć pseudotłumaczy jest, owszem, zabawne, ale podczas tej zabawy zawsze mnie dręczy sumienie, że finansuję partaczy.

No chyba że twarde realia ekonomiczne wymuszają pierwszoplanowy priorytet: oszczędność za wszelką cenę - to nie ma nad czym dyskutować.
w innym wątku na temat Aurory anka pisze:Podchodzi bohater do okna, spoglada na podloge przy zaslonkach i zdumiewa go "brak kieliszkow na podlodze" :mrgreen: O co chodziło?...dowie sie ten, kto zagra 8)
To jest właśnie przykład gry, której ze względu na "totalne spolszczenie" raczej nie kupię, a poznać rozwiązanie tej zagadki bardzo bym chciała :mrgreen:

: pn 24 mar 2008, 17:28
autor: aegnor
tetelo pisze:Dziwnym trafem nie zauważyłam, by ktokolwiek u nas się nią zachwycał; wszyscy tylko narzekają na długie, nudne, bezsensowne dialogi.
Problemem tej gry nie jest to, ile gadają, ani nawet o czym gadają. Raczej co poza tym gadaniem robią. A owa reszta jest milczeniem, tytułowym, choć niezamierzonym. :)

A żeby post nie był zupełnym rykoszetem tematycznym, podam kolejny genialny przykład spolszczenia, tym razem gry akcji MDK. W opcjach sterowania "strafe left/right" (dla niewtajemniczonych: jest to poruszanie się bokiem, nieodzowne w bardziej zaawansowanych strzelankach) przetłumaczono tam jako "bombardowanie w lewo / w prawo". Sam nie sprawdzałem, wygrzebałem w jakiejś recenzji. :)

: pn 24 mar 2008, 18:11
autor: kNOT
tetelo pisze:polskie wersje nam gry... obrzydzają
Tu pozwolę się zgodzić, aczkolwiek przewrotnie...

Podobno kultowa przygodówka, której polska premiera już niebawem, po bardzo dobrym przetłumaczeniu okazuje się być tak śmieszna, jak słony jest cukier. Wielokrotne odkładanie premiery i próby ratowania w ten sposób sytuacji, a raczej tekstu, niewiele jednak wydają się pomagać. To co śmieszyło, gdy nie do końca rozumiało się oryginalny tekst, w rodzimej wersji śmieszne już być przestaje.

Bez polskiej wersji można wmawiać niezorientowanym, że gra jest świetna, a bohaterowie sympatyczni, gdy polska wersja się w końcu pojawi, każdy będzie w stanie ocenić ją samodzielnie...

I po to właśnie robi się tłumaczenia książek, filmów i gier.

BTW, w KOTORze do dzisiaj, aby zatrzymać, wciska się przestrzeń ;-)

: pn 24 mar 2008, 22:04
autor: TexMurphy
Tetelo, odpowiedź jest prosta - mój angielski. Owszem, umiem czytać na tyle płynnie, by bez większych problemów zrozumieć o czym jest gra, ale nie ukrywam, że o wiele wygodniej czyta mi się po polsku. Podkreślam - "czyta" - bo jeśli mam do czynienia z "mówionymi" grami angielskojęzycznymi, to wtedy wyłapuję już tylko ogólny sens danej gry, a jeśli zależy mi na szczegółach (a zależy - takie mam już "zboczenie", że zawsze staram się poznać wszystkie opisy, komentarze itp. a co dopiero kwestie istotne dla fabuły i zagadek), to zazwyczaj wygląda to tak, że poszczególne partie gry przechodzę po kilka razy, a i tak przeważnie nie jestem w stanie zrozumieć wszystkiego. To jest bardzo niewygodne, ale przede wszystkim zajmuje bardzo dużo czasu (tym bardziej, że ja w ogóle "wolno" gram, te pozycje, które większości tu obecnych zajmują ponoć kilka godzin, ja pokonuję w minimum kilkanaście, jak już o tym nieraz pisałem), a niestety obecnie nie mam już tyle czasu na granie jak naście lat temu, no i pojawia się problem... Dlatego właśnie idealną opcją dla mnie są gry z lokalizacją kinową.
Kwestie budżetowe nie mają żadnego znaczenia. To znaczy - oczywiście lepiej płacić mniej niż więcej, bo wbrew powszechnej opinii większość urzędasów w Polsce szczególnie groszem nie śmierdzi, a ja jestem jednym z nich, jednak skoro takie hobby, to cóż zrobić? Nigdy nie patrzyłe,m na gry pod kontem ceny. Sprowadzałem je z zagranicy już wtedy, gdy summa summarum kosztowało to kilka razy więcej niż obecnie i było bardzo skomplikowane technicznie - nigdy nie zapomnę przelewu poprzez "Western Union" na prywatny adres Jonathana Lessarda, twórcy "Eye of the Kraken", bo nie było innego wyjścia, a za sam przelew w banku zapłaciłem więcej niż za grę...


PS.Moment of Silence to rzeczywiście bardzo dobra przygodówka, a na dodatek przygodówka klasyczna, w takim stylu, że zaskoczyłaś mnie opinią, że Ci się podoba :)

: wt 25 mar 2008, 09:08
autor: tetelo
TexMurphy pisze:Tetelo, odpowiedź jest prosta - mój angielski.
E tam, przesadzasz. Gdybyż nasi "tłumacze" mieli odrobinę Twojej skromności...
A jeśli rzeczywiście językowo nie czujesz się na siłach i granie ze słownikiem Cię męczy, to przepraszam. Po to robi się tłumaczenia, żeby Ci było wygodniej. O ile nie biorą się za to ludzie o niższej kompetencji językowej niż Twoja.
PS. No ale z tym Western Union to mnie rozczuliłeś ;-)

Żeby nie było offtopu: bardzo lubię ten moment, gdy podczas konwersacji z dość rozmowną Włoszką bohater Zatraceńców mówi znienacka: "Widzę, że milczysz". :mur: (you are quiet)

: wt 26 sie 2008, 15:34
autor: Elum
Jest taki moment w pierwszym Ankh, który odkąd skończyłem grę cały czas chodzi mi po głowie. Pewnie za parę lat nie będę już nawet pamiętał jak miał na imię Assil, ale o "worku z betonem" (można go znaleźć we wnętrzu Sfinksa) jeszcze długo nie zapomnę. Bezcenne. Podnoszę sobie z ziemi/podłogi coś co wygląda na worek z cementem, a w inwentarzu znajduję "worek z betonem". :niesmialy: