Wprawdzie o "Gwiezdnych wrotach" dyskutujemy też w
sąsiednim wątku, ale teraz napiszę w tym. Żeby wątusiowi nie było smutno, że jest taki pusty i wszyscy o nim zapomnieli...
Dokończyłem "Wszechświat" w końcu. Serial podobał mi się mniej więcej jednakowo do ostatniego odcinka. Lubię go między innymi za to, że jest w nim mniej akcji, niż w klasycznych "Gwiezdnych wrotach". Fajnie, że próbuje być bardziej realistyczny. Bohaterów nie wita od progu na każdej odwiedzanej planecie delegacja kosmitek w strojach ludowych, częstujących chlebem i solą. Ponadto cieszę się, że serial nie kojarzy mi się z "Zagubionymi" (których nie lubię), za to przypomina mi odrobinę "Obcego" i inne filmy sci-fi o klaustrofobicznych statkach kosmicznych (które uwielbiam). [SPOILER]
Kolejny plus to cel/misja statku "Destiny", którą odkrywa Rush. Twórcy mieli bardzo fajny pomysł. Ostatni odcinek w kategorii cliffhangerów też wyszedł całkiem nieźle. Przy czym myślę, że ostatnia scena sporo by zyskała, gdyby wystąpił w niej Rush, a nie Eli.[/SPOILER] Z rzeczy, które mi się nie podobały... [SPOILER]
Po pierwsze - kamienie za pomocą których ludzie mogą przenosić/teleportować świadomość w czasie rzeczywistym na odległość miliardów lat świetlnych (sporo zniosę, ale to mnie trochę przerasta). Po drugie - fakt, że bohaterowie każdą obcą technologię potrafią opanować w dziesięć minut (ja rozumiem, że jest wśród nich paru geniuszy, ale bez przesady). Po trzecie - wątek z potomkami bohaterów w drugiej serii (do niczego nie potrzebny wypełniacz). Po czwarte - zbyt dużo humanoidalnych, krewetkopodobnych kosmitów (jeden "Dystrykt 9" wystarczy).[/SPOILER]