Ograłem Heavy Rain! Gra z porządnym budżetem wydana 10 lat temu i odpalona na współczesnych pecetach wygląda o wiele lepiej od wszystkiego, co aktualnie w światku przygodówek się pojawia. Zresztą nie tylko wygląda lepiej, ale praktycznie w każdym innym aspekcie przewyższa inne dzisiejsze produkcje.
Natomiast zawiodłem się na Trüberbrooku - no straszna lipa, jest czym nacieszyć oczy, ale fabuła, dialogi oraz bezsensowny inwentarz pogrążyły grę zupełnie. Podobnie zresztą z ostatnim Larrym i jeszcze wcześniej z Unavowed. Przeklikałem je do końca tylko dla zasady. Tak samo czynię obecnie odpalając Gibbousa. Po godzinie przeklikiwania wyłączam, bo nic mnie przy tej grze nie potrafi zatrzymać. Albo formuła typowego point and clicka mi się przejadła, albo nie wiem co
Zupełnie inaczej było w przypadku Return of the Obra Dinn. Wziąłem wolne z pracy żeby ją dokończyć!!!

Tak mnie wciągnęło, że siedziałem po nocach jak jakiś uzależniony! Ostatni raz takiego funu z główkowania dostarczyła mi chyba The Talos Principle... W każdym razie - wybitne dzieło, zawstydzające inne studia, bo przecież stworzył je jeden człowiek.
No i ograłem jeszcze The Shapeshifting Detective. Fajne, ale wbrew recenzjom replayability jest słabe, bo przy drugim podejściu celowo wybierałem inne opcje, a niewiele to zmieniało... Zawiodłem się też trochę na Telling Lies. Po świetnym Her Story oczekiwania miałem wysokie - oglądałem filmiki z wielkim oczekiwaniem, że dowiem się nie wiadomo jak wielkiej tajemnicy, jakiegoś szokującego faktu, który mną wstrząśnie, a tu nic. Zwykła opowieść, połowa nagrań to dłużyzna... Za to na plus aktorzy. Miło popatrzeć na tak dobre aktorstwo w grze FMV.
Przeklikałem też
Kentucky Route Zero. Nie potrafię zrozumieć skąd tak dobre oceny. Kompletnie to do mnie nie dotarło. Opowieść jest tak rozmyta na dziesiątki wątków, że na końcu nawet trudno powiedzieć o czym była. Gdzieś przeczytałem taki komentarz - "To serio jest dobre czy tylko tak pretensjonalne, że wypada się zachwycać?" - chyba na tym polega ten fenomen, większość osób po naprawdę dobrym pierwszym epizodzie uznała, że cała gra jest wyjątkowa. Że po prostu należy jej się podziw, niezależnie czy jako całość jest spójna i czy poza nietypową narracją i klimatem coś graczowi oferuje.
Ale za to dobrze bawiłem się przy The Walking Dead: A New Frontier. Chyba tylko ja uważam, że formuła, której kurczowo trzymało się Telltale Games była dobra i nie należało nic zmieniać

Choć oczywiście wolałem ich bardziej przygodówkowe produkcje z czasów Tales of Monkey Island i Sam and Maxa...
Houdini pisze:No i w ogóle, żarty, żarciki, nawiązania, biblioteka, książka telefoniczna, kurcze wszystko... Tak jak ujęli to w kickstarterowym filmiku: tak jakbym zagrał w jakąś nigdy nie wydaną przygodówkę LucasArts.
Tylko ludzie z LucasArtsu / Lucasfilmu potrafili zrobić dobry pożytek z nawiązań. Być może dlatego, że odnosili się zwykle tylko do własnego światka, a nie do całej popkultury. No i nie tłukli tych nawiązań na każdym kroku. W obecnych przygodówkach (nie mam na myśli Thimbleweed Park) stało się to nagminne. Jak w takim Gibbousie mam do wyboru opcję dialogową "Look, a three-headed monkey!", to aż zgrzytam zębami!!!
Elum pisze:Znam to uczucie. Chyba najbardziej właśnie z tego powodu omijam gatunek cRPG. Bo gdy pomyślę, że takiego Obliviona po 100 godzinach ciągle miałbym rozgrzebanego, to od razu odechciewa mi się grać.

Rozgrzebany Oblivion raczej już nie doczeka się szczęśliwego końca, jako że pewnego dnia powitał mnie wesoły komunikat "Wszystkie twoje pliki zostały zaszyfrowane, wejdź na naszą stronkę, to ci odszyfrujemy". Zawołali 5500 $ za klucz, a jak im powiedziałem, że w sumie zależy mi tylko na odblokowaniu trzech plików, to zeszli do 2000 $

Zapis z gry to nie aż tak wielki problem, jak wszystkie pozostałe dane: fotki, filmy, pliki tekstowe... Róbcie kopie bezpieczeństwa, bo straszne czasy nastały
