Dwa pokoje z widną kuchnią, w większym pokoju balkon i meblościanka zastawiona nowoczesną elektroniką, w przedpokoju najmodniejsza w ostatnim sezonie boazeria. Ponadto łazienka w mieszkaniu z osobną, oddzielną toaletą. Od razu widać, że głównemu bohaterowi się powodzi i nie jest w zamieszkiwanym budynku szeregowym lokatorem, jak dobroduszni Klimkowie, nonszalancka Begierowa czy trzymający się na uboczu zgorzkniały, stary Gnida. To dlatego, że bohater jest tu również administratorem/nadzorcą, choć w praktyce chyba też i dozorcą. Budynek, w którym rozgrywa się Funeralopolis: Last Days, wewnątrz urządzony został trochę jak tzw. familok (wspólna łazienka dla tłuszczy na klatce schodowej), ale widoki na zewnątrz sugerują w miarę typowe blokowisko. W tym konkretnym przypadku zlokalizowane w miasteczku Huta-Grobno, które nazwę zawdzięcza będącemu jego sercem kompleksowi przemysłowemu.
 |
Przy czym Huta-Grobno tylko na pierwszy rzut oka przypominać może Bytom, Chorzów czy Świętochłowice lat 80. Środowisko zdegradowane do cna, gęsty smog spowijający niebo praktycznie bez przerwy, a przede wszystkim specyficzne położenie gdzieś na pustkowiu i z dala od cywilizacji, budzą skojarzenia raczej z... Norylskiem albo Workutą. Jakby życie w takich warunkach nie było wystarczającą udręką, w Hucie-Grobno dzieją się też rzeczy wymykające się zdrowemu rozsądkowi. Bohatera w ostatnich dniach niepokoi zwłaszcza powiększająca się w jego kuchni wyrwa, z której na domiar złego zaczynają wydobywać się podejrzane, nieludzkie odgłosy. Gracze przygodowi mogą być jednak w miarę spokojni. Akcja Funeralopolis: Last Days do samego końca posuwa się niespiesznie, nigdy nie zmusza do działań wymagających zręczności, w tym umiejętności survivalowych. Mimo wszystko można czuć się tu bezpieczniej, niż np. w miejscowości Jeziorne-Kolonia. Tym bardziej, że nad mieszkańcami Huty-Grobno zdaje się czuwać tajemniczy Kościół Wiary i Oświecenia, który wybrał sobie to zapomniane przez Boga miejsce na swoją siedzibę; na swój swoisty... Watykan.
 |
 |
|